Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny
Fizyczne przemieszczanie się w czasie nie jest możliwe. Znamy to tylko z literatury i filmów science fiction. Co nie zmienia faktu, że nie raz w naszej codzienności chcielibyśmy wrócić wstecz i zmienić nasze wybory, decyzje, inaczej zaplanować przyszłość. Wobec niemożliwości takiego działania pozostaje nam tylko zaakceptować prawdę, że historia naszego życia jest najlepszą nauczycielką. Spoglądamy wstecz, by reflektując nad naszym życiem nie popełniać tych samych błędów. Nie byłoby tego zamieszania, trudności, zmagania się gdyby pierwsi rodzice stanowczo powiedzieli NIE – wobec pokusy szatana. A że „zerwali owoc”, zaczęły się problemy i co gorsze spadło to również na nas. Nosimy na sobie skutki grzechu pierworodnego. Gdyby nie „on”, życie nasze wyglądałoby inaczej. Nawet jeśli ktoś nie jest przekonany do daru ciągłego przebywania w bliskości Boga, to zapewne „przydałby” się dar wolności od cierpień, szczęśliwości, wiedzy wlanej… Utraconych darów nie odzyskamy – temat zamknięty. Możemy je jedynie zdobyć. To wymaga nakładu sił i dobrych chęci. Dzisiejsza uroczystość uświadamia, że jest to możliwe i mamy potężną Orędowniczkę. Bóg zachował Maryję od grzechu pierworodnego. Nie oszczędził Jej jednak trudów codziennego życia – aż po cierpienie wraz z Synem. Odsłonił jednak piękno Jej życia. Ukazał, jak człowiek wzrasta duchowo i w człowieczeństwie, gdy, jak Ona żyje w Jego bliskości. W Maryi wracamy do początków, do życia w jedności i przyjaźni z Bogiem. Ta „podróż” jest możliwa. Wszelkie formalności podróży załatwiamy sami ze sobą…
I Niedziela Adwentu
Prowadzone w kościele prace związane z wymianą instalacji elektrycznej pozwalają dostrzec w niektórych miejscach pod warstwą obecnej polichromii świątyni pierwotne malowidła zdobiące dębicką Farę. Niekoniecznie to, co późniejsze jest ładniejsze od pierwowzoru. W sztuce sakralnej bywa najczęściej tak, że „piękniejsze” jest ukryte pod późniejszymi warstwami. W życiu duchowym sytuacja może być całkiem podobna. Wezwanie do doskonałości płynące z dzisiejszej Liturgii Słowa nie jest „wędrówką” w przyszłość. Jest raczej powrotem do początku, do pierwowzoru, do Bożego obrazu i podobieństwa w nas. Rozpoczynający się Adwent to odpowiedni czas, by popracować z sobą, przy sobie i dla siebie. Odkryć to, co jest Boże w nas. Odsłonić piękno Bożego życia. Bł. Kard. Stefan Wyszyński pisał: „nowy człowiek” jest zdolny wyjść z siebie, z ram zwyczaju, przystojności, osobistej wygody… Taki człowiek zboczy ze swej małej dróżki, by doświadczyć działania Bożej łaski. Jest on uważny na bliźnich i ma serce zdolne do wzruszenia”. Podejmowany trud pracy nad sobą umacnia w nas postawę czuwania i przygotowuje na przyjście Zbawiciela. Pomyślmy i zaplanujmy na czas Adwentu „prace” odnoszące się do nas. Prace odkrywcze. Wydobywające. Zapraszam do uczestnictwa w roratach o godz. 600. Wraz z bł. Kard. Stefanem Wyszyńskim będziemy czuwać, modlić się i pilnie pracować nad wizerunkiem naszego człowieczeństwa – byśmy mogli bez lęku stanąć przed Synem Człowieczym, gdy przyjdzie…
Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata
Słowa król i królestwo przywołują w pamięci wystawne dwory, wspaniałe uczty, mnogość służby i osobę władcy – który rządzi i dzieli. Królestwo, o którym mówi dzisiejsza Liturgia Słowa, nie działa tak mocno na naszą wyobraźnię i w pierwszym odbiorze jest mniej okazałe. Sam zaś Król musi przekonywać swojego rozmówcę o swojej królewskiej godności. Istotną prawdą jest fakt, że do Królestwa Jezusa już należymy na mocy chrztu. Chcielibyśmy widzieć i wiedzieć więcej. Wobec tego potrzeba trochę naszej „zuchwałości”. Trzeba wspiąć się na królewski tron – Krzyż. Z tego „miejsca” jest Ono dostrzegalne w pełni. W tym „miejscu” dokonuje się nasz wybór Króla i przyjęcie rządzących Nim praw – miłości i prawdy. Teraz możemy zejść na dół i przyjąć Króla w naszym domu. Musi on być inny od tego, z którego wychodzę. Przygotowany – wszak przychodzi Król. Nie wystarczą zwykłe porządki i przemeblowanie. To musi wyglądać jak królewska komnata. Król kocha prawdę, raduje się realizowaną miłością. Jego uwadze nie umyka pokora i ofiarne wypełnianie powołania. Mile widziany jest uśmiech i dobre słowo. Na progu naszego domu pokornie zapyta, czy może wejść…
XXXIII Niedziela Zwykła
Współczesny człowiek wydaje się być mniej zainteresowany tematem końca świata. Syty, dobrze usytuowany, nieodczuwający głębszych pragnień, widzący przed sobą świetlaną przyszłość, „pan swoich losów” skutecznie zepchnął na boczne tory perspektywę dnia ostatniego. Co nie znaczy, że temat przestał istnieć i nie wywiera wpływu na ludzkie życie. Wywiera i wywierać musi. Jezus w dzisiejszej Ewangelii przypomina o swoim powtórnym przyjściu na świat. Dzień ten poprzedzą znaki. Z jednej strony bardzo czytelne, z drugiej „nieostre”. I można moment ten przegapić. Znaki, to nie żaden straszak mający wpędzić nas w zakłopotanie i przygnębienie. To przypomnienie i zaproszenie do troski o życie Boże w nas. Świadectwo troski o powołanie, jakie mamy w Chrystusie. Najpełniej wydobywa je z nas Boże Słowo. Ukazał to Jan Paweł II w dniu beatyfikacji bł. Karoliny Kózkówny, kiedy pokazał, jak słowa dzisiejszego psalmu wypełniły się w życiu młodej dziewczyny. Jeśli pójdziemy tą drogą dzień ostatni będzie oddaniem życia, aby zyskać życie w Chrystusie na wieczność… a już teraz jesteśmy w rękach Boga, który jest Bogiem życia.
XXXII Niedziela Zwykła
Zaufanie to główny temat każdego z etapów rozwoju człowieka. Doświadczane pozwala nam zyskiwać coraz większą autonomię. Buduje ono naszą tożsamość i integralność naszej osoby. Jest u podstaw każdej normalnie funkcjonującej wspólnoty – również parafialnej. Bez niej życie wspólnoty zaczyna być mocno uciążliwe, przeniknięte krytykanctwem i kontrolą. Wszelkie pojawiające się wówczas regulaminy, ustawy, wskazania próbują uzupełnić deficyt zaufania. Zaufanie konieczne jest również w życiu duchowym. Psychologia podpowie, że ma ono dwa procesy: świadomość swojej bezradności i oczekiwanie, jak druga osoba zachowa się wobec nas w chwili komunikowanej prośby o szeroko rozumianą pomoc. W relacji do Boga również mamy te dwa wymiary: odsłanianie się przed Bogiem i „pewność Boga”. Ufamy Bogu i powierzamy Mu siebie, albo polegamy na sobie i na wytworach naszych rąk. Codziennie dokonujemy wyboru… Podobnie jak Wdowa z Sarepty i ewangeliczna uboga Wdowa. Pierwsza ufa słowom proroka – bieda i ból nie uczyniły jej serca nieczułym, niezdolnym do zaufania. Druga podpowiada, że zaufanie nie rozpoczyna się od uczuć. Rozpoczyna się od drobnych gestów – wrzuciła do skarbony… ZAUFAŁA – oddała Bogu swoje życie. Wtedy naprawdę rozumiemy, czym jest życie duchowe, zaczynamy je smakować i w nim być.