I Niedziela Adwentu

Rozpoczął się Adwent. Mocno ukształtowało się w nas przekonanie, że odsyła on ku przyszłości – do Świąt Bożego Narodzenia, a potem do ostatecznego przyjścia Chrystusa na końcu czasów. I słusznie, choć to nie cała prawda o tym czasie. Tak naprawdę Adwent zwraca – powinien zwrócić – naszą uwagę na teraźniejszość. To, co najważniejsze dzieje się TERAZ. Adwent uczy nas tego, co w przeżywaniu czasu dla chrześcijanina jest najważniejsze – najważniejsze dzieje się tu i teraz. Teraz jest czas „kairos”, Boży czas, obfitujący w łaskę. Co zrobić, aby nie „przegapić” Bożej obecności. Nie odmówić spotkania. Nie mamy klucza, abyśmy bezbłędnie mogli powiedzieć: Oto tu jest albo tam. I mieć nie będziemy. To nie człowiek wyobraża i kreuje sobie obecność Boga. On decyduje, kiedy i poprzez jaki instrument zagra nam swoją „pieśń miłości”. Czyni to wielokrotnie i na różne sposoby. Dlatego CZUWAJCIE, mówi Chrystus w dzisiejszej Ewangelii. Boży czas, Boży kalendarz. Jeszcze nie zapisany, dzisiaj pierwszy dzień. Ten „ludzki” otrzymamy 1 stycznia. Ten „Boży” nie przekreśla pierwszego, ale nadaje mu głębokie duchowe znaczenie. Uczmy się odczytywania swojego kalendarza życia z perspektywy Bożego czasu.
Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata

Dzisiaj Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata. Już lada chwila, a rozpocznie się adwent. W czwartek przeżywać będziemy święto ku czci św. Andrzeja Apostoła. I o Andrzeju – rzecz jasna Apostole kilka zdań w perspektywie Królowania Chrystusa. Andrzej był człowiekiem poszukującym i pytającym. Nie do końca wiedział, dokąd w życiu ma iść. Rozglądał się, pytał, szukał, pewnie dlatego najpierw przyłączył się do Jana Chrzciciela. Większość z nas rzucona jest w wir pytań. Odpowiadając na nie, łapiemy zadyszkę, używając języka młodzieżowego „nie ogarniamy”. Nie jest naszym zadaniem uśmiercanie pojawiających się pytań. Winniśmy nieustannie rozglądać się za „tym”, który zna odpowiedź. Andrzej nie szczędzi czasu na szukanie Jezusa. Andrzej to człowiek spostrzegawczy. To on zauważył młodego chłopca, który miał „pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby” i Jezus mógł dokonać cudu rozmnożenia. My uczniowie Jezusa Króla mamy być ludźmi o otwartych oczach i sercach. Powinniśmy dostrzegać ciche, niewypowiedziane potrzeby naszych bliźnich i odkrywać możliwości pomocy. I jestem przekonany – sam tego doświadczam – tacy ludzie są. Nie jest to ginący gatunek, trudny do spotkania w przyrodzie. I co najważniejsze ma wpływ na cały ekosystem… i wzrost Królestwa Chrystusa.
XXXIII Niedziela Zwykła

Ewangeliczny talent utożsamiamy najczęściej ze szczególnymi uzdolnieniami, umiejętnościami, predyspozycjami. Związany jest on przede wszystkim z Królestwem Bożym i temuż Królestwu ma służyć. Widziany z perspektywy Bożej kryje w sobie takie wartości jak: modlitwę, przebaczenie, miłość do Chrystusa, wiarę. Ostatecznie można by sprowadzić rozumienie talentu do daru życia jako takiego. Jesteśmy odpowiedzialni za dar życia – swojego i bliźnich. ODPOWIEDZIALNI. Nowy Sejm ledwo rozpoczął obrady, a już pojawiły się projekty związane z aborcją. Oczywiście poszerzające możliwość zabijania nienarodzonych. Wszystko w imię demokracji. Warto zapytać, ile warta jest demokracja, która problem najsłabszych rozwiązuje w ten sposób, że ustawowo zezwala na ich usuwanie ze społeczeństwa. NIENARODZONY MIARĄ i SZANSĄ DEMOKRACJI. Tylko wtedy, kiedy nikt z najmniejszych nie będzie się musiał lękać naszej demokracji, my nie będziemy się musieli lękać o kształt naszej demokracji. Zadeklarowana wolność jest wartością fundamentalną, ale nie wartością najwyższą. Jest nam dana, abyśmy mogli realizować inne wartości – rozwijać inne talenty – z których największa jest miłość. Nie możemy utracić talentu, jakim jest życie, ponieważ wówczas rozmijamy się sami z sobą, z Bogiem, a życie staje się nijakie i puste.
XXXII Niedziela Zwykła

Wydziały filozoficzne na uniwersytetach pustoszeją. Bardziej ceniony jest spryt niż długi namysł. Tworzą się nowe dyscypliny naukowe, coraz bardziej specjalistyczne. Wiedza jest w cenie. A internet „powie” nam wszystko. Wydaje się jednak, że za sobą zostawiamy „port” o nazwie mądrość. A współczesny nurt w szybkim tempie oddala nas od przystani mądrości. Mądrość to nie wiedza. Można mieć kilka tytułów naukowych i być oddalonym o lata świetlne od mądrości. Można nie mieć żadnego tytułu naukowego, a za sobą tylko kilka klas szkoły podstawowej i posiadać mądrość. Tak, jak babcia, która od wielu lat nie wychodzi z domu, trzymając w rękach różaniec patrzy przez okno z kuchni na otaczający świat. A jej „recepty” na dobre życie nic nie straciły na wartości – chociaż jak mantrę powtarza się jej, że czasy są już inne. Inne – rzeczywiście. Jednak mądrym jest zawsze ktoś dalekowzroczny. Kto nie zatrzymuje się, by sprytnie pochwycić wszystko, co jest dostępne. Ale ponad czasem i ponad chwilą swoje życie inwestuje w wieczność. Mądrość wymaga ryzyka i cierpienia. Dobywa się ją z pięknego i bolesnego doświadczenia życia. Prawdziwie mądry człowiek skończył na Krzyżu. Pewnie dlatego św. Paweł mógł z odwagą wykrzyczeć, że głosi „mądrość Krzyża”. Potrzebujemy mądrości, by znaleźć się na uczcie… i by nie brakło nam oliwy. W tej przestrzeni albo okażemy się mądrzy, albo zostaniemy nazwani głupimi – zresztą, jak w każdej innej. Pocieszające jest, że On sam JEZUS wychodzi, by napełnić „nasze lampy” oliwą mądrości…
XXXI Niedziela Zwykła
Nic nas tak nie boli, nie irytuje, nie zniechęca, nie budzi złości jak rozdźwięk między wypowiadanym słowem a życiem. Co innego mówi, a inaczej postępuje. Skąd my to znamy… z własnego podwórka, z postawy polityków, z postawy kapłanów, może i sami mamy coś na sumieniu w tym względzie. Za nim o innych i ich niekonsekwencji, najpierw o sobie. O innych łatwiej, wygodniej, bez zadawania sobie większego trudu. W tym kluczu Jezus czyta życie faryzeuszów. I gani ich postawę. „Mówią a nie czynią; wiążą ciężary a sami ich nawet nie dotykają; lubią pozdrowienia na rynku…”. Tak „wierni” prawu, że zagubili podmiot moralny. Żyć w prawdzie. W prawdzie o sobie, o swoich czynach i wypowiadanym słowie. Dzisiaj „prawda” nie ma dobrej passy, szczególnie ta dotycząca osoby. Mamy coraz bardziej zakłamaną antropologię osoby. Pytanie o prawdę, kiedyś fundowało uniwersytety, dziś tam jest marginalizowane jako nienaukowa teoria. W życiu społecznym wiąże się Ją z kwestią większości, ustaleń, porozumień. A Prawda jest albo jej nie ma. I nie zależy od subiektywnych roszczeń osoby. Potrzebujemy starego chrześcijańskiego przekonania, że prawdę można poznać, nie wytworzyć, zawłaszczyć, zagarnąć, użyć przeciw innym, zmanipulować. Ciągle jesteśmy wezwani do poznania i poszukiwania prawdy. Zagłębiając się w prawdę, docieramy do Boga. Żyjąc w prawdzie, każdego dnia dorastać będziemy do uzgodnienia życia z wypowiadanym słowem. Ostatnio przeczytałem, że w nowej – czytaj lepszej ojczyźnie – katechetów zastąpią psychologowie. I gdzie tu prawda o osobie. Człowiek potrzebuje świata wartości – wartości duchowych, by wzrastać i by można było cokolwiek w nim zmienić. Przepraszam, przecież miało być tylko o sobie…