X Niedziela Zwykła

Doświadczamy je każdego dnia. Wzrastają proporcjonalnie do „zwiększania się” naszej miłości do Jezusa. Jedni są mocni i potrafią się im przeciwstawić. Inni dość łatwo wchodzą z nimi w dialog. Uległ im człowiek już u zarania dziejów. Konsekwencją był dramat odejścia od Boga. Pokusy – bo o nich mowa – należą do tematów, które są dzisiaj przemilczane lub trywializowane. „Współczesność” podpowiada, że dzisiaj nie trzeba walczyć, wymagać od siebie. Należy iść za swoimi pragnieniami i potrzebami. Bez namysłu, rozwagi, odpowiedzialności. Być takim głuptasem, który woli być kierowanym przez innych niż kierować sobą. Pokusa przychodzi zawsze z zewnątrz i nie może zmusić nas do grzechu. Stopniowo może jednak przenikać do naszego wnętrza. W obliczu pokus odkrywamy, że istnieje w nas pszenica i chwast. Dobre i złe pragnienia. Potrzeby, z których jedne prowadzą do życia, inne zachwaszczają nasze wnętrze. Nie dialogujemy z pokusami. Nie walczymy z nimi bezpośrednio. Ponieważ człowiek zawsze pozostaje w jakiejś mierze bezradny wobec przebiegłości szatana – głównego sprawcę pokus. Ulegając podszeptom złego, możemy doprowadzić się do duchowego stanu, który będzie postawą sprzeciwiającą się Duchowi Świętemu. „Pokusa” może być także próbą na jaką Stwórca wystawia człowieka, aby doświadczyć, oczyścić, wychować. Kto nie doznaje pokus, nie jest wypróbowany. Każdego dnia prosimy Boga „i nie wódź nas na pokuszenie” i uświadamiamy sobie naszą słabość i niemoc. Ostatecznie prowadzą do tego, by jeszcze mocniej zaufać Bogu … i wypełnić Jego wolę. Odnaleźć się w Jego RODZINIE.