Opadł powyborczy kurz. Prawie wszystkie ugrupowania czują się wygrane. Dokonaliśmy jako obywatele wyboru… Jednak wybór jako decyzja wpisuje się w naszą codzienność na stałe. Każdego dnia wybierać muszę – i są to zapewne dużo trudniejsze, a już na pewno mające dużo bardziej znaczący wpływ na moje życiowe decyzje. Nikt za nas w tym wymiarze nie zdecyduje. Co prawda drugi może pomóc, zaproponować rozwiązanie, wskazać za i przeciw, ale wyboru za nas nie dokona. Brak wyboru to po prostu ucieczka od odpowiedzialności. Chociaż „gwiazdy najjaśniej świecące” na naszym polsko-europejskim niebie, będą unikać takiego stwierdzenia. I udowadniać, że taki mamy czas i takie podejście do świata. To wynika ze słabości naszej cywilizacji, która bardziej troszczy się o naukę niż o prawdę – prawdę o człowieku. Mamy „tysiąc różnych metod” pracy, ale skutki takie sobie. Prawdę – jako ludzie wierzący – odkrywamy w Chrystusie. Dokładniej, kiedy TRWAMY w Nim. Tak, jak latorośl w winnym krzewie. Trwając w Nim, przynosimy dobre owoce prawdy. Zmierzają one w dwóch kierunkach. Po pierwsze mamy dobry „wgląd” w drugiego człowieka. Tak, jak Barnaba dostrzegł w Szawle człowieka, który spotkał Jezusa. To był czas, kiedy wszyscy odsuwali się od Szawła. I po drugie odkryjemy prawdę o naszym sercu. Jeśli ono nas nie oskarża, to mamy ufność w Bogu. Człowiek żyjący prawdą ma serce na dłoni i głowę na karku. Życzę dobrych wyborów…