XXII Niedziela Zwykła

Rok szkolny jeszcze się nie zaczął, a już do „szkolnego kąta” powędrowała religia. Do „kąta” nie idzie się w nagrodę. Jest on formą ukarania. Cała „wina” lekcji religii leży w tym, że jest religią. To jednak okazało się niewystarczające. Mimo istniejącego „rodo” postanowiono ujawnić prawdziwe motywy wysłania religii „do kąta”. Oto one: obciąża budżet, jest „hamulcową” pełzającego postępu, a motywacja uczących tego zacnego przedmiotu ogniskuje się wokół „kasy”. Argumenty nośne i dla zatrzymujących się na powierzchni wygodne, by religia pozostała w szkolnym kącie. Jest też pozytywna strona. Z owego kąta sporo widać. Przede wszystkim dostrzegalne jest „już”, że bez wymiaru duchowego „uczeń” w swoim człowieczeństwie karłowacieje. Nie można zatrzymać się na tym, co powierzchowne i płytkie. To powielanie błędu, jaki Jezus wyrzuca faryzeuszom. Dbają tylko o to, co zewnętrzne. Istota jest gdzieś dużo głębiej. Jest w SERCU. Nie można oszukiwać samego siebie. Ulegać mirażom świata. Nigdy nie można ulec strategii, by więcej mieć, niż bardziej być. Człowiek jest osobą przez wewnętrzną prawdę. Ona odbita jest w czynach. Bycie z „boku” chroni przed wpływami świata. Pozwala odkryć z nową siłą, że istnieje jakiś porządek praw i wartości, który należy obronić i utrzymać. Istnieją obowiązki i powinności, od których nie można się uchylić. Wszystkie wysiłki „stojących w kącie” zmierzają do tego, by sercem być blisko Niego. Ewentualna pustka serca jest dużo groźniejsza od … dziury budżetowej.