XII Niedziela Zwykła

We wtorek przypada Uroczystość Narodzenia Jana Chrzciciela. To największy z proroków. Sam Chrystus mówił tak o swoim poprzedniku. Ludzie utożsamiali go z którymś z proroków, najczęściej z Eliaszem. On sam mówił o sobie, że jest „głosem wołającym na pustyni” i nazywał siebie „przyjacielem Oblubieńca”. Pielęgnował tę przyjaźń. Wiedział, że ona bardziej niż dowodów ją potwierdzających potrzebuje serca. Spoglądał w swoje serce i tam odkrywał, że istnieje ona od wieków. Serce kryje tajemnicę niepowtarzalnej relacji. Ta przyjaźń była dla Jana źródłem życia. W ustach Jana nigdy nie pojawiło się imię Jezus. Nikt jednak nie mógł powiedzieć, że jest daleko od Mistrza z Nazaretu. On był cały dla Jezusa. Jego misją było być „przyjacielem”. Czynił nieustannie miejsce dla Jezusa. Umniejszał się. Nie wszedł w „buty” Zbawiciela. Chociaż takie perspektywy otwierały się przed nim. Pozostał w cieniu osoby Jezusa. To wystarczyło, by być szczęśliwym. Jan był przekonany, że jakość jego misji nie zależy od ilości wykonanej pracy, ilości ochrzczonych, od ilości wypowiedzianych słów. W tej misji pierwsze jest „być”. Być w relacji z Mistrzem. Jakość tej relacji przekłada się na owocność misji. Na owocność i prawdziwość mojego chrześcijańskiego życia.