Z jakiej gorączki przychodzący do „ naszego domu” Jezus mógłby nas uzdrowić? Odpowiedzi zapewne byłoby sporo. Dotyczyły zarówno wymiaru cielesnego jak i duchowego. Sprawdzianem odzyskania zdrowia jest podjęcie służby – „wstała i usługiwała”. Ze służbą jest trudno. Ona realizuje się w przestrzeni bezinteresowności. Dzisiaj natomiast słyszymy bardzo często pytanie: co ja będę z tego miał? By uwolnić Apostołów od podobnego myślenia Jezus zaprasza ich na miejsca pustynne – w samotność. Wszyscy jej potrzebujemy: małżonkowie, kapłani, osoby konsekrowane, dzieci. Samotność to bycie przy sobie i ze sobą. To poruszanie się „do wewnątrz”. Próba scalenia siebie. To wyjątkowy czas, w którym Bóg chce mówić do naszego serca. Okradamy się w codzienności z tego wymiaru życia. Pędzimy, by zdążyć ze wszystkim, nie mając czasu dla siebie. Czujemy się rozdarci między próbą dotrzymania kroku światu, a utrzymaniem zgodności z prawdą, która jest w nas. Być może otrzymujemy „lajki” dające złudzenie, że jesteśmy lubiani, jednak nasze relacje są powierzchowne. Nie mamy czasu na przeżycie samotności i refleksji nad sobą. Tej „pracy domowej” nikt sprawdzał nie będzie. Życie wystawi nam listę zysków i strat. Ale wtedy może być już trochę za późno, by wracać… Szukajmy zatem w naszym życiu samych siebie i Jezusa.