
Zagadkowa pozostaje treść słów, jakie Jezus pisze „na ziemi” wobec osób oskarżających kobietę przyłapaną na grzechu. Spotkamy się z różnymi interpretacjami. Jedna z nich stwierdza, że są to grzechy owej kobiety. Inna, że Jezus nazywa grzech, tych którzy trzymają w ręku kamień, by nim rzucić w stronę kobiety. Pomimo trudności z „odgadnięciem” zapisanego tekstu, można śmiało stwierdzić, że wysadził on w powietrze całą hipokryzję oskarżających. Ostatecznie nikt kamienia nie rzucił, ponieważ musiałby wycelować w samego siebie. W wielu sytuacjach jesteśmy świetnymi znawcami prawa i jego funkcjonariuszami. W sprawach ludzkiego serca pozostajemy analfabetami. Proza codziennego życia podpowiada, że pierwsze to poznać serce, drugie być wiernym prawu. Na napisany przez Jezusa tekst patrzy na końcu oskarżona kobieta. I czyta tam swoją przyszłość. Odnajduje swoje nowe życie, osoby, które pokocha, marzenia, które zrealizuje. W pewnym momencie Jezus nie pisze już na ziemi. Pisze na skale jej serca. Pisze o miłości jaką do niej żywi. Ten tekst wypisany na sercu – MOIM SERCU też jest zagadkowy. Klucz do jego zrozumienia mam tylko „ja sam”. Kiedy go odczytam, będę mógł powtórzyć za św. Pawłem: „Wszystko uznaję za stratę, bylebym pozyskał Chrystusa”.