W minionym tygodniu przeczytałem Deklarację Fiducia supplicans. Po opublikowaniu wzbudziła ona szereg kontrowersji, a pojawiające się komentarze były tak różne, jak różne były wiadomości na temat frekwencji na „Marszu Wolnych Polaków”. Żarty na bok. Wszelkie komentarze skupiają się wokół sprawy błogosławieństwa par tej samej płci. Rodzi się pytanie: Czy Kościół ma władzę udzielania błogosławieństwa związkom osób tej samej płci? Odpowiedź brzmi: Nie. Wielu piewców nowoczesności odrzuca to nauczanie Kościoła. Cóż, pozostaje nam być wiernymi Słowom Chrystusa. Pragnę jednak dotknąć tego, co jest istotą Deklaracji i stanowi znaczną część treści dokumentu – duszpasterskie znaczenia błogosławieństw. Błogosławieństwa prowadzą do odkrycia obecności Boga w codziennych wydarzeniach i przypominają, że posługując się rzeczami stworzonymi, człowiek jest zaproszony do szukania Boga, kochania Go i wiernego służenia Mu. U podstaw błogosławieństw znajduje się wiara. I tak głęboka wiara mamy podpowiada, by błogosławić swoje dzieci kreśląc znak krzyża na ich czole. Wiara pozwala zrozumieć i przyjąć wszelkie formy sakramentaliów jak np.: błogosławieństwo wina, chleba, gardła z racji wspomnienia św. Błażeja. W czasie kolędowym często słyszymy jako kapłani: Dziękuję za udzielone błogosławieństwo rodziny i domu. Bez doświadczenia wiary, błogosławieństwa dryfują w stronę niezrozumiałych, a dzisiaj często wyśmiewanych czynności. Błogosławieństwo to wyraz miłości, troski o bliźniego. Błogosławiąc, pragnę dobra dla bliźniego. Odkrywajmy zatem moc błogosławieństw. Błogosławmy bliźnim, dobrze o nich mówmy. Uczmy się tego nieustannie przez gotowość przyjęcia Słowa, jak młody Samuel. A odkrywając gdzie mieszka, pozostańmy w Jego domu.