XXXI Niedziela Zwykła

Nic nas tak nie boli, nie irytuje, nie zniechęca, nie budzi złości jak rozdźwięk między wypowiadanym słowem a życiem. Co innego mówi, a inaczej postępuje. Skąd my to znamy… z własnego podwórka, z postawy polityków, z postawy kapłanów, może i sami mamy coś na sumieniu w tym względzie. Za nim o innych i ich niekonsekwencji, najpierw o sobie. O innych łatwiej, wygodniej, bez zadawania sobie większego trudu. W tym kluczu Jezus czyta życie faryzeuszów. I gani ich postawę. „Mówią a nie czynią; wiążą ciężary a sami ich nawet nie dotykają; lubią pozdrowienia na rynku…”. Tak „wierni” prawu, że zagubili podmiot moralny. Żyć w prawdzie. W prawdzie o sobie, o swoich czynach i wypowiadanym słowie. Dzisiaj „prawda” nie ma dobrej passy, szczególnie ta dotycząca osoby. Mamy coraz bardziej zakłamaną antropologię osoby. Pytanie o prawdę, kiedyś fundowało uniwersytety, dziś tam jest marginalizowane jako nienaukowa teoria. W życiu społecznym wiąże się Ją z kwestią większości, ustaleń, porozumień. A Prawda jest albo jej nie ma. I nie zależy od subiektywnych roszczeń osoby. Potrzebujemy starego chrześcijańskiego przekonania, że prawdę można poznać, nie wytworzyć, zawłaszczyć, zagarnąć, użyć przeciw innym, zmanipulować. Ciągle jesteśmy wezwani do poznania i poszukiwania prawdy. Zagłębiając się w prawdę, docieramy do Boga. Żyjąc w prawdzie, każdego dnia dorastać będziemy do uzgodnienia życia z wypowiadanym słowem. Ostatnio przeczytałem, że w nowej – czytaj lepszej ojczyźnie – katechetów zastąpią psychologowie. I gdzie tu prawda o osobie. Człowiek potrzebuje świata wartości – wartości duchowych, by wzrastać i by można było cokolwiek w nim zmienić. Przepraszam, przecież miało być tylko o sobie…